Czyli światy jak korale.
Szeregowy Percy Blakeney po ciężkiej nocy budzi się w lesie – nie, nie był na imprezie, poprzedniego dnia siedział w okopach wśród nawały artyleryjskiej. Nic dziwnego, że jest zdumiony swą obecnością w spokojnym i cichym lesie. Nie ma wrogów, nie ma kolegów, tylko las, cisza, spokój, ptasie trele. Zastanawia się czy nie jest martwy i nie trafił do nieba - to miejsce je bardzo przypomina, szczególnie po piekle okopów. Pierwszy dzień jakoś mu mija. Nazajutrz napotyka miejscowych, przypominają oni… niedźwiedzie. Na dodatek takie śpiewające niedźwiedzie.