Doktor Paul Bradley (Sean Connery) wraz z grupą przyjaciół żegluje sobie po morzu. Jacht bierze udział w jakimś wyścigu. Zmagania przerywa kuter straży przybrzeżnej. Doktor musi natychmiast stawić się w siedzibie NASA. Z wielką niechęcią zgadza się, nie ma innego wyboru. Sądzi, że wizyta w NASA zajmie mu kilka chwil, nie wie, jak bardzo się myli. W sekretariacie zastaje swoją, dużą, spakowaną już torbę.
Na doktora czeka już grupa poważnych ludzi. Doktor nie ukrywa swojej irytacji, z NASA odszedł pięć lat temu. Żąda konkretnych odpowiedzi, dlaczego tu jest.
Odpowiedź dostaje. Siedem dni temu, jedno z obserwatoriów astronomicznych zgłosiło obserwację nowej komety, to nic nowego, rocznie jest przynajmniej dziesięć takich obserwacji. Ważniejsze jest to, że jej orbita przecina pas asteroid położony między Marsem i Jowiszem. Szef NASA zaintrygowany kometą polecił zmienić program lotu Challenger II, załogowej misji na Marsa. Mają teraz polecieć na pas asteroid i obserwować przejście komety przez niego. Kometa ma 480 km średnicy, leci w stronę Orpheusa, jednej z asteroid krążących w pasie. Challenger ma sobie zaparkować około 245 tysięcy kilometrów dalej i spokojnie obserwować co się stanie.
Statek dotarł na miejsce, rozpoczął obserwację. Kometa pojawiła się i z ogromną prędkością zderzyła się z Orpheusem. Asteroida rozpadła się na części, a jedna z nich trafiła i zniszczyła Challengera. Nikt jeszcze o tym nie wie, oprócz decydentów w NASA.
Doktor jednak nie jest tu z powodu zniszczenia Challengera. Jest większy problem. Jeden z fragmentów Orpheusa leci w stronę Ziemi. Za około sześć dni w nią uderzy. Paul musi udać się do Waszyngtonu, chodzi o Herculesa, urządzenia stworzonego przez niego. Ma on jednak za złe zmiany, jakie w nim zostały wprowadzone. Nigdy to nie miała być broń nuklearna, bo jest to broń, wycelowana w ZSRR i Chiny. Miał być wycelowany w kosmos.
Meteor ma ponad dziesięć kilometrów średnicy i na pewno uderzy w Ziemię. Politycy nie chcą użyć Herculesa, boją się o stołki, to tajemnica. Nie wolno jej ujawnić szczególne przed władzami ZSRR. Trzeba przekonać polityków do użycia broni (na pomysł wysłania nafciarzy nikt jakoś nie wpadł… :-P ) Trzeba podjąć jakieś decyzje, meteor nie będzie czekał. Pojawia się jednak kolejny problem.
„Meteor” jest filmem katastroficznym z 1979 roku, czyli swoje lata już ma. Przez to nie można się spodziewać wybitnych i spektakularnych efektów specjalnych. Są różne, od słabych (te dziejące się w kosmosie), po niezłe (lawina) Widać nakładanie obrazu, ale taka to była technika. Nie przeszkadzają, są i tyle można o nich powiedzieć.
Film ma swoje zabawne sceny, tu prym wiedzie scena z tłumaczami. Równie dobra jest ta z lawirowaniem w rozmowie między doktorami. Dobrze została ona zagrana.
W filmie doskwierało mi obchodzenie się twórców z fizyką, owszem jest to science-fiction, ale miejscami jest to raczej bzdura-fiction. Jest jednak i tak dużo lepiej niż w pewnym późniejszym filmie o asteroidzie – „Armageddon”. Ten drugi ciężko jednak przebić.
Pomimo zatrudnienia dobrych aktorów i sporego jak na tamte czasu budżetu – 16 milionów dolarów (około 70 milionów w 2023) film się nie sprzedał. Miał stratę. Przypomina to późniejszy film „Wyspa Piratów”, który również był finansową klapą, ale mi się nadal bardzo podoba. „Meteor” też w sobie coś ma, nie jest moim zdaniem, złym filmem i dziwi mnie brak jest sukcesu. Nie jest filmem wybitnym, ale nie jest fatalnym, są dużo gorsze.
Tytuł: Meteor
Reżyseria Ronald Neame
Sean Connery jako Paul Bradley
Brian Keith jako dr Dubov
Natalie Wood jako Tatiana Donskaya
Karl Malden jako Harry Sherwood
Martin Landau jako General Adlon
Artur Wyszyńki
Ten tekst jest dostępny na licencji Creative Commons Uznanie autorstwa 3.0 Polska.